W poszukiwaniu lekkości

W dobie, gdzie sporo rzeczy i wydarzeń jest krzykliwych, nachalnych w swej promocji, skoncentrowanych na przekazie a nie na treści, odwoływanie się do subtelności, sięganie po delikatność, tęsknota za lekkością, jest odbierane często jako coś niemodnego, passe.

W dobie, gdzie sporo rzeczy i wydarzeń jest krzykliwych, nachalnych w swej promocji, skoncentrowanych na przekazie a nie na treści, odwoływanie się do subtelności, sięganie po delikatność, tęsknota za lekkością, jest odbierane często jako coś niemodnego, passe. Podobnie rzecz ma się w dziedzinie wina z perspektywy konsumenta globalnego. Ów niekoniecznie miłośnik, często jedynie amator wina, lubi butelki esencjonalne, czytelne, skoncentrowane. Barwa, zawartość alkoholu, jaskrawy styl, oczywiście w entourage dopracowanego marketingowo opakowania, to nie wyjątkowość, to codzienność. Gdy świat zachłysnął się powszechnie dostępną wiedzą o winie, gdy branżowe magazyny zaczęły lansować poszczególnych producentów nastała epoka Parkera, który niczym Pytia rozstrzygał, kogo wywyższyć spośród winiarzy i wznieść go na Olimp punktacji a tym samym ustawić finansowo na najbliższe lata, a kogo strącić do Tartaru zwyczajności. Winiarze szybko podchwycili temat i zaczęli tworzyć wina takie, które znalazły by poklask u owego proroka współczesnego winiarstwa. Lecz by wina mogły wkraść się w jego łaski, często musiały być winami potężnymi, niemal koncentratami w butelce, o muskulaturze godnej Pudzianowskiego, tak by ich wypicie nie pozostawiało marginesu na jakąkolwiek wątpliwość. Stąd tak liczne butelki na naszych półkach sklepowych, które choć szans na punktację nie mają, lubią naśladować, być choćby cieniem wielkich i mamić konsumenta ową barwą inkaustu, trzynastoma i wyżej procentami alkoholu, opakowanego w dopracowany przez sztab ludzi strój. Jednak jest też i nisza, coraz bardziej dostępna i poszerzająca się na szczęście. Nisza, w której nie chodzi o kropkę nad i, nisza w której liczy się konsument i radość jaką można czerpać z wina, nie koniecznie kończąc na jednej butelce dżemu, a sięgając po kolejną zwiewną, lekką i wielowymiarową. Takich win nie trzeba szukać ze świecą, są na wyciągniecie ręki, ale często przypisujemy im odmienne role, a szkoda. Po pierwsze wina musujące o których często szumnie je myląc i nazywając na wyrost szampanami przypominamy sobie zazwyczaj gdy zbliża się koniec roku i przywitać czymś trzeba nowy, w dniu czyjegoś ślubu, czasem w okrągłe urodziny. Szkoda, że statystycznie tak po macoszemu traktujemy ten typ wina. Trunki Bachusa zawierające dwutlenek węgla w postaci urokliwych bąbelków są bowiem jednymi z najbardziej plastycznych i uniwersalnych win na świecie. Potrafią idealnie zaistnieć jako aperitif, ale i odpowiedni digestif. Trzymają fason podczas bankietów, komponują się całkiem nieźle z różnorodnością dań na stole. Świetnie radzą sobie z tzw. choć nie mającą nic z tym wspólnego tradycyjna kuchnią polską. Podczas rautów, gdy schabowy nie tyle w płaszczyku co kożuchu panierki podawany jest z rozgotowanymi ziemniakami w asyście buraczków na półsłodko alternatywą dla wina pozostaje wódka, niemniej jednak musiaki potrafią przebrnąć trudy mariażu nawet z takimi potrawami. Wówczas gdy mamy przed sobą dylemat co dobrać do dania, albo też dań jest w nadmiarze a do dyspozycji dostaliśmy jedną pozycje winiarską, bąbelki zamknięte w szkle często bywają dobrym rozwiązaniem . Bywają , gdy są dobrze dobrane oraz gdy są to właściwe bąbelki.  Z winami musującymi mamy bowiem problem mentalny. Często konsumenci mylą pojęcia, stosują niewłaściwą nomenklaturę, a jeszcze częściej nie oczekują zbyt wiele od win tego typu, nie chcą tym samym zbyt wiele wydawać. A wachlarz mamy całkiem spory. W zasadzie w każdym kraju winiarskim wytwarza się wina musujące, ba nawet w krajach nieposądzanych o istnienie kultury uprawy winnej latorośli, często pierwsze wina jakie się wytwarza to właśnie bąbelki. Oczywiście wzorcem dla wielu będzie Szampania, która jest niemal jak miara metra w Sevres.  Tutaj powstaje przeszło trzysta milionów butelek rocznie, a co za tym idzie trafiają one na cały świat. Jednak o to czy to Szampania była pierwsza, i czy jest najlepsza toczy się od wielu, wielu pokoleń nierozstrzygalny spór. Na Wyspach Brytyjskich również wytwarza się od dawien dawna zacne wina musujące, w innych regionach Francji wina, które choć nie mogą nosić miana szampana a jedynie cremant, śmiało z szampanem konkurują. Włoska Lombardia nikogo nie próbuje naśladować, idzie swoją drogą wytwarzając od kilkudziesięciu zaledwie lat ,oszałamiające niczym primabalerina w swej subtelnej stylistyce wina musujące. Ich ciekawą wersją jest satin, gdzie kwasowość jest wyraźnie stonowana a i udział dwutlenku węgla również jest mniejszy, czyniąc to wino miękkim, przyjemnym, uniwersalnym. Hiszpańską odpowiedzią na zapotrzebowanie w kwestii lekkości jest cava, katalońskie wino wytwarzane metodą tradycyjną wtórnej fermentacji, często z rodzimych odmian winorośli dla jeszcze większego podkreślenia odrębności i swojego stylu. Po wina musujące, w poszukiwaniu lekkości i oderwaniu się od ciężaru gatunkowego win spokojnych, by podróżować w krainę innych doznań, sięgają choćby takie kraje jak nasi południowi sąsiedzi Słowacy, gdzie od razu w niektórych winiarniach zastosowano najbardziej szlachetny sposób produkcji czyli metodę tradycyjną. Z niej korzystają Rosjanie z Kraju Krasnodarskiego, gdzie powstają bąbelki z wyraźnym piętnem woskowości, Gruzini, którzy w Kachetii również nie boją się, a wręcz przeciwnie mają sukcesy w tworzeniu takowych trunków. Dla tych, którzy lekkość wolą bardziej stonowaną, dla których wystarczającą pożywką w zastosowaniu win musujących był Sylwester, alternatywą mogą być ciekawe wina typu frizzante lub nawet semi-frizzante by użyć włoskiej nomenklatury o wyraźnie kosmopolitycznym zasięgu. Tutaj mamy do czynienia z winami o mniejszej zawartości dwutlenku węgla, często ledwo zauważalnej, która niczym mgiełka pojawia się na podniebieniu by podkreślić charakter wina, stanowić nieodłączne, pożądane niczym na obrazie, tło. Doskonałym przykładem są tutaj wina z Piemontu, które często dołączają w swym przesłaniu nutę słodyczy. Najbardziej znanym winem jest jednak portugalski Mateus, który od chwili inicjacji swej sprzedaży, został wytworzony już w przeszło miliardzie butelek (sic!). Nie bójmy się zatem win, w których do głosu dochodzą bąbelki, to  nie jest ekstrawagancja gdy stosujemy je na co dzień. To sposób, by lekkość wkroczyła również na nasz stół. Zatem na zdrowie!